poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 7

Nie sądziłam, że tak to będzie wyglądać, skąd niby mogłam wiedzieć, że aż tak kocha swoją dziewczynę? Myślałam, że jest mu obojętna, w sumie to nie rozumiałam jego reakcji, przecież Christian nic nie zrobił, to ona go kłamała wmawiając, że nie jest w żadnym w związku, a przecież Chris nie mógł tego w stu procentach wiedzieć, ufał jej na słowo, jest zbyt łatwowierny uwierzy każdemu w każde słowo, takie przynajmniej zrobił wrażenie. Obydwaj byli tego warci, jeden i drugi poleciał na nic nie wartą dziwkę, która oddałaby się każdemu chłopakowi spotkanemu na ulicy, nie robiła dobrego wrażenia, więc czego oczekiwała od Justina? Myślała, że wpadnie w jej ramiona obdarzając jej usta kolejnymi czułymi pocałunkami, które i tak nic dla niego nie znaczą? Dobrze wiem, że nie jest z nią z miłości, pewnie robi to tylko dla seksu, musi być dobra w te klocki. Po chwili otrząsnęłam się z myśli, które zawładnęły nad wszystkimi moimi myślami i zaczęłam myśleć co robić by ich rozdzielić. Weszłam szybko do kuchni po czym wzięłam butelkę nalewając do niej lodowatej wody wracając do pokoju wyminęłam zalewająca się łzami Caitlin wylewając na chłopaków całą zawartość butelki, widząc, że odpuszczają i odsuwają się od siebie odetchnęłam z ulgą, ale kierująca się dłoń Justina prosto na Chrisa przeraziła mnie. Jedyne co w tym momencie wpadło mi do głowy to by zasłonić jego ciało moim, w końcu to ja spowodowałam tą bójkę. Bez chwili zawahania podbiegłam zasłaniając sobą ciało brata, nie wiedziałam jak to się skończy, ale nie zniosłabym dłużej tego jak Justin okładał go pięściami za nic, przecież to nie mogło się skończyć tym, że Justin by go zabił, a był do tego zdolny. Po chili poczułam przeszywający ból brzucha, a krew momentalnie zaczęła spływać po moich nogach. Upadając na ziemię łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa, okropny krzyk wydobył się z moich ust, który sprawiał wrażenie, że nigdy się nie skończy.
- Danielle!? Powiedz coś! Dzwoń po pogotowie, ona się wykrwawi!- usłyszałam krzyki Chrisa klęczącego obok mnie.
- Gdzie jest telefon? Caitlin podaj ten zasrany telefon! - wykrzyczał Justin.
Ból przeszywał mnie całą, a ja nie mogłam się ruszyć, a kolejne krzyki wydobywały się z moich ust. Zaciskałam dłonie na swoim brzuchu czując jak moje powieki robią się coraz cięższe, kałuża krwi która robiła się coraz większa przerażała mnie. Wiedziałam, że chcę usunąć to dziecko, ale nie chciałam by tak to się skończyło. Po chwili słyszałam już syreny karetki z oddali, ale one z każdą chwilą cichły w mojej głowie, a powieki zaczęły opadać.
- Danielle, nie zamykaj oczu, proszę Cię.. Kocham Cię, nie rób mi tego, nie pozwolę Ci! - słyszałam krzyki Christiana po czym moje powieki opadły, a ciemność pojawiała się wszędzie.

Oczami Justina:

Byłem wściekł widząc swojego kumpla z moją dziewczyną nie sądziłem, że może się tak chamsko zachować w stosunku do mnie. Od dłuższego czasu mogłem zaufać jednej osobie z pozna swojego gangu, a tu proszę. On za moimi plecami umawia się z moją laską i pewnie ją obraca. Widząc ich przytulonych wpadłem w szał, nie mogłem opanować swojej agresji więc pierwsze ciosy poleciały w jego stronę, miałem ochotę go zabić w tym momencie. Wszystkie ciosy leciały prosto na niego, wiedziałem, że będzie się bronić, zresztą nie było mi go łatwo bić, ale emocje opętały moje ciało, a ja nie potrafiłem ich opanować, to wszystko co działo się w tej chwili to był jeden pierdolony impuls. Gdy poczułem zimną wodę na swoim ciele odsunąłeś się na chwilę od Christiana, ale nie na długo już po chwili skierowałem kolejny cios w jego stronę, ale widząc jak Danielle, zasłania jego ciało swoich chciałem wycofać pięść, ale było za późno. Już po chwili usłyszałem tylko jej przerażający krzyk, który przeszywał całe moje ciało, aż do kości, a krew zaczęła spływać po jej szczuplutkich nogach. Miałem ochotę sam sobie strzelić w głowę, jakim idiotą jestem, nie mogłem uwierzyć w to, że prawdopodobnie zabiłem tą małą istotę rosnącą w jej łonie. Widząc jak upada na ziemię chciałem ją złapać, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca, jakby ktoś gwoździami przybił mnie do podłogi.
- Danielle!? Powiedz coś! Dzwoń po pogotowie, ona się wykrwawi!- usłyszałem krzyki Christiana.
- Gdzie jest telefon? Caitlin podaj ten zasrany telefon! - wykrzyczałem w jej stronę cały się trzęsąc.
Gdy miałem telefon w rękach wykręciłem szybko numer czekając aż ktoś odbierze, gdy po kilku sygnałach usłyszałem głos kobiety, odpowiedziałem na wszystkie jej pytania po czym oznajmiła mi, że wysyła już karetkę. Odłożyłem telefon na łóżku patrząc na jej kruche ciało, które leżało bezwładnie ziemi w kałuży krwi. Nie mogłem przyswoić sobie myśli, że to właśnie moja wina, że to przeze mnie ona leży i wykrwawia się na tej cholernej podłodze, gdybym tylko wiedział, że tak to się potoczy nigdy bym nie przyszedł do tego domu. Widząc jak jej powieki pomału opadają przysłaniając jej piękne duże i ciemne oczy moje serce stanęło, a pierwsze łzy zaczęły spływać po moim zsiniałym policzku. Nie mogłem  uwierzyć, że płaczę, nie płakałem odkąd matka z rodzeństwem mnie opuściła, ani jak ojca brali do więzienia, a ta dziewczyna sprawiła, że łzy wypłynęły z moich oczu jak wodospad. Gdy do salonu wbiegli lekarze i brali ją do karetki wypytując o to co się stało nie wiedziałem co mówić, ale nie mogłem kłamać choć wiedziałem, że mogę mieć za to poważne problemy.
- To moja wina, biliśmy się co można zauważyć po nas, w pewnym momencie ona wbiegła w nas i dostała cios w  brzuch, ona jest w ciąży.. Ratujcie ją i dziecko, nie wybaczę jak im się coś stanie.. - szepnąłem czując jak mój głos się łamie.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, a Wy lepiej zastanówcie się następnym razem zanim zaczniecie okładać się pięściami przy ciężarnej kobiecie. - powiedziała z oburzeniem kobieta wychodząc z domu.
Miała rację, przecież to było pewne, że będzie chciała mnie powstrzymać, ale nie mogłem wiedzieć, że to się w taki sposób skończy.
- Jadę do szpitala, później pogadamy. - powiedział Chris czekając aż opuścimy jego mieszkanie.
- Jadę z Tobą, pozwól mi na to.. - wybełkotałem patrząc na niego z nadzieją.
- Dobra, a Ty się wynoś nie chcę Cię więcej widzieć na oczy! - wykrzyczał w stronę Caitilin.
- Nie słyszysz? Wypierdalaj! Z nami koniec. - poparłem jego stronę wskazując na drzwi.
Gdy widziałem jak zbliża się do mnie odsunąłem się czekając aż opuści mieszkanie, gdy w końcu opuściła dom z jej udawanym płaczem poklepałem Christiana po ramieniu kierując się wraz z nim do auta.
- Wybacz stary, nie była tego warta. Nigdy nie ustawię już laski ponad kumpla. - stwierdziłem wsiadając do auta oczekując jego reakcji.
W sumie to była najgorsza rzecz jaką mogłem zrobić, przecież jej nie kochałem, nie rozumiem czemu dałem ponieść się emocją tym bardziej dla takiej dziewczyny jak Caitlin.
- Rozumiem Cię, pewnie lepiej bym się nie zachował, ale ja nic nie wiedziałem. Ona jest cwana, ciekawe kogo tak jeszcze nabrała. - parsknął odpalając auto.
- Nie wiem stary, jest bardziej cwana niż nam się wydaje.. - urwałem.
Reszta drogi minęła nam spokojnie, ciągle w głowie miałem przeróżne scenariusze związane z Danielle. Przed oczami ciągle miałem jej drobne ciało leżące na tej zimnej podłodze, myśląc o tym łzy napływały mi do oczu. Znałem ją dopiero kilka dni, a ona tak na mnie działa, żadna osoba nie miała na mnie wpływu dokąd nie spotkałem jej na swojej drodze, czułem, że jest dla mnie kimś wyjątkowym, kimś kto jako jedyny może wyciągnąć mnie z tego gówna w którym siedzę. Otrząsnąłem się gdy byliśmy już pod szpitalem wyszedłem z auta kierując się w raz z Chrisem w stronę szpitala gdzie od razu Chris oznajmił mi, że idzie do toalety, gdy zniknął za rogiem podszedłem do lekarza, który właśnie wychodził z sali Danielle.
- Co z nią? - spytałem patrząc na niego.
- Jedna wiadomość jest dobra, a druga wręcz tragiczna, ale jest Pan z nią spokrewniony? Inaczej nie mogę udzielić żadnej wiadomości. - oznajmił przeglądając karty.
- Jestem jej chłopakiem, proszę mi powiedzieć. - skłamałem.
- Więc dobra wiadomość to to, że z nią jest wszystko dobrze, zatamowaliśmy krwawienie i odzyskała przytomność jutro popołudniu będzie mogła wyjść ze szpitala.. Bardzo mi przykro, ale nie uratowaliśmy Waszego dziecka, zmarło.. Wiem, że Panu jako ojcu może być teraz bardzo ciężko, ale straciła za dużo krwi, gdyby wcześnie karetka została wezwana może udałoby nam się. Przykro mi.. - urwał odchodząc.
Moje nogi się załamały, nie mogłem uwierzyć w to, że zabiłem je. Zabiłem tą małą istotę. Z jednej strony zrobiło mi się ciepło na sercu, że z nią wszystko dobrze, ale nie wybaczę sobie tego, do końca życia. Usiadłem na krześle ciągle bijąc się z myślami, gdy podszedł do mnie Chris pytając czy coś wiem.
- Ona żyje, odzyskała przytomność i jutro popołudniu będzie mogła opuścić szpital, ale.. Straciła to dziecko, zabiłem to dziecko, rozumiesz? - powiedziałem przez zaciśnięte zęby czując jak ciśnienie rośnie w moim ciele.

Oczami Danielle :

Pamiętałam wszystko do czasu aż się znalazłam w tym miejscu. Widać, że mury szpitala bardzo mnie lubią, bo w ostatnim czasie bywam tu zadziwiająco często. Obejrzałam się dookoła po czym od razu złapałam się za brzuch zadając sobie pytanie czy dziecko żyje. Gdy do sali wszedł sam Justin odwróciłam wzrok mając przed oczami ciągle tą samą scenkę. Gdy usiadł obok mnie i złapał moją dłoń wyrwałam ją szybko, bałam się go choć wiem, że to nie było specjalnie.
- Danielle.. Wybacz mi, nie powinno się to tak potoczyć, ona nie była tego warta, na prawdę mi przykro. Jesteś osobą najważniejszą w tym momencie, wiem, że zabrzmi to żenująco, ale widząc Twoje kruche ciało leżące na tej podłodze to miałem ochotę strzelić sobie w głowę, a łzy spływały po moich policzkach jak wodospad, wybacz mi.. - szepnąłem tuląc swoją głowę w jej brzuch.
Wsłuchałam się w jego słowa, a łzy mimowolnie spłynęły po moim policzku, wiem, że nie chciał źle, ale wyszło inaczej, nie umiem się na niego złościć, mimo wszystko chcę by był ciągle obok mnie. Czując jak przytula się do mojego brzucha uśmiechnęłam się dłońmi gładząc jego głowę.
- Wybaczam Ci, słyszysz? Wybaczam, ale.. Co z dzieckiem? - urwałam patrząc na niego.
- Przykro mi, ale nie uratowali go.. Nienawidzę siebie.. Nienawidzę! - wykrzyczał a łzy pociekły po jego policzkach..
Jego ostatnie słowa ciągle krążyły po mojej głowie, nie mogłam uwierzyć w to, że dziecko nie żyje. Wiem, że chciałam je usunąć, ale nie wiedziałam, że poczuję taki ból jak usłyszę  o tym, że nie żyje, sama nie wiem czemu te słowa trafiły w sam środek mojego serca.
- Przytul mnie, proszę.. - szepnełam.
Gdy jego silne ramiona otuliły moje kruche ciało wtuliłam się w niego pozwalając łzą swobodnie spływać po moich policzkach. Czułam się przy nim bezpieczna, wiedziałam, że mnie nie zostawi, ale tylko tego teraz potrzebowałam.
- Co teraz będzie? - spytałam ciągle tuląc się w jego ciało.
- Teraz zaczniemy od nowa, razem damy radę, będę przy Tobie już zawsze jeśli mi na to pozwolisz. - szepnął całując moje czoło.
Uśmiechnęłam się delikatnie czując się pierwszy raz komuś potrzebna, to było cudowne uczucie, które zniknęło gdy do sali weszli moi rodzice..



___________________________________

Cześć Aniołki!
Wiem, że bywam tu tak często, że to aż zadziwiające, ale niestety koniec roku się zbliża, a ja muszę poprawić oceny, bo inaczej rodzice mnie uduszą, a wtedy już więcej rozdziałów się nie pojawi. Osobiście bardzo podoba mi się ten rozdział i myślę, że Wam też się spodoba, po raz kolejny proszę o zostawianie komentarzy, dla Was to chwila, a dla mnie motywacja. Wiem, że ktoś tu wchodzi, bo licznik wyświetleń jest coraz większy, ale chce wiedzieć czy ktoś to czyta i znać Wasze opinie, będę Wam na prawdę wdzięczna. Kolejny rozdział sama nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że tym razem napisze i dodam go szybciej.

xx Skai.