piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 3

Nie rozumie czemu nic nie idzie po mojej myśli, zawsze coś musi się zepsuć. Dlaczego akurat w tym momencie musiał przyjść Justin? Widzę, że każdy lubi komplikować mi życie z czym nie jest łatwo. Teraz tylko co powiedzieć mamie żeby mi uwierzyła.
- Danielle Jones, wytłumaczysz mi to wszystko? - spytała tupiąc nerwowo nogą.
- Nie wiem o co mu chodzi, mamo. Może z kimś mnie pomyliłeś? - spojrzałam w stronę Justina.
Patrzyłam na niego błagalnie by mnie nie wydał, tylko tego mi teraz brakowało. Nie chciałam by mama wiedziała o ciąży, którą i tak usunę. Nie urodzę tego dziecka, nawet jeśli wszyscy by się mieli ode mnie odwrócić, postanowiłam.
- Nie nie, a ten sms? Czy Ty robiłaś sobie ze mnie żarty? - spojrzał na mnie i na komórkę.
- Oh, ten.. Tak to były wygłupy. Nietrafiony żart, przepraszam, nie będę więcej. Jeszcze raz przepraszam. - podeszłam do Justina lekko go przytulając.
- O czym Wy do Boga mówicie? Żartujecie sobie ze mnie? - usłyszałam głos swojej rodzicielki.
- Mamo, to był głupi żart. Wiesz, czasem tak sobie żartujemy, mój jednak był nietrafiony. Nie jestem w ciąży, nie martw się. Wybacz, ale musimy iść, pawda, Justin? - powiedziałam ciągnąc Justina za rękę.
- Tak, chyba tak. - stwierdził oblizując swoje wargi.
- Nie rób sobie więcej takich żartów, jeśli chcesz by Twoja matka jeszcze pożyła. Pa, Kochanie. - ucałowała moje czoło po czym odeszła.
Odetchnęłam z ulgą puszczając dłoń Justina. Nie wiem czemu, ale ten dupek mnie wkurza, jest taki.. Bipolarny. Szłam w ciszy obok niego gdy naglę się odezwał.
- Dall, nie usuniesz tego dziecka.. Nie pozwalam Ci! - powiedział zły.
- To chyba moja decyzja, nie sądzisz? Teraz już się zamknij i pomóż mi znaleźć dobrą klinikę.. - urwałam po czym stanęłam patrząc na niego.
- Co?! Nie, nie, nie.. Nie ma mowy, nie pomogę Ci zabić tego dziecka! Ono nic Ci nie zrobiło, nie zabijesz go, kurwa.. Tak nie można! - wyrzucił ręcę w górę krzycząc.
- Tak nie można? Co Ty w ogóle mówisz?! Jeśli Ty mi nie pomożesz sama dam sobie świetnie radę, dzięki za wszystko! - wykrzyczałam po czym odwrociłam się i odeszłam.
- Daniellem, stój! - wykrzyczał ciągnąc mnie za rękę.
Przed moimi oczami ukazało się auto, które prawie mnie potrąciło. Odetchnęłam z ulgą wtulając się w ciało Justina. Nie zależnie od tego jak bardzo byłam na niego zła, cieszyłam się, że mnie uratował.
- Dziękuję, gdybyś nie Ty.. - urwałam. - Zaś bym znalazła się w szpitalu. - skończyłam ciszej.
- Nie masz za co dziekować. - uśmiechnął się mówiąc. - Ale nie możesz usunąć ciąży, proszę.. - nalegał.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na niego. Czemu on tak bardzo mi wszystko komplikuje, nie urdozę i koniec. Dam sobie sama radę jeśli nikt nie chce mi pomóc. Dlatego właśnie uważam, że nie można liczyć na nikogo. Gdy wali Ci się cały świat zostajesz sam, nikt nie chce Ci pomóc i jesteś zdany tylko na siebie i swoje możliwości.
- Justina, ja wiem co zrobię. Nie chcę dziecka, mam dopiero 16 lat, nie jestem gotowa. Nie mogę go urodzić, nawet nie chcę. Czuję do niego wstręt, zrozum, to był gwałt.. - powiedziałam nieco ciszej.
Poczułam jego wagi na swoim czole. Nie wiem czemu, ale moje ciało przeszedł miły i ciepł dreszcz. Czy on mnie pociąga? Nie, na pewno, to pewnie z zimna. Nie znam go, nie może mnie pociągać, ani mi się podobać.
- Dobrze, pomogę Ci, tylko jak? - spojrzał na mnie.
- Daj mi bluzę, zimno mi. Na razie tyle wystarczy. - zagryzłam wargi śmiejąc się
Justin, ściągnął z siebie bluzę po czym ubrał ją na mnie. Byłam mu wdzięczna, że mi pomoże. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale muszę to zrobić i to jak najszybciej.
- Dziękuję, a teraz idziemy na miasto szukać dobrej kliniki. - powiedziałam.
- Pojedziemy moja droga, pojedziemy. - uśmiechnął się ciągnąc mnie w stornę auta.
Gdy zobaczyłam czarnego Range Rover'a nie wiedziałam co powiedzieć. Wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Po chwili do auta wsiadł Justin i ruszył. Jechaliśmy w niezręcznej ciszy, więc postanowiłam ją przerwać.
- Ile masz tak wogóle lat? - spytałam.
- A ile mi dajesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie bawię się w to, ile masz lat? - wywróciłam oczami powtarzając pytanie.
- Nie wywracaj oczami, nie lubię tego. 18, a co? - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wziął jednego do ust, a następnie go odpalił wypuszczając dym.
- Tak tylko pytałam i uwierz, że mogę robić co chce. - syknęłam w jego stronę.
- Tak, ale nie wywracaj na mnie oczami. - stwierdził wypuszczając idealne kółko z dymu.
- Mam nie robić o tak? - spojrzałam na niego wywracając oczami.
- Tak dokładnie, zachowujesz się jak głupia suka, wiesz? - spytał patrząc na ulicę.
Słysząc jego słowa zrobiło mi się trochę przykro, nie rozumiem dlaczego mnie obraża, nawet mnie nie zna. Nie ma do tego podstaw, jest zły, bo wywracałam oczami? To dziecinne i żałosne. Z rozmyśleń wyrwał mnie bełkot Justina.
- Zatkało Cię czy jak? - zapytał wyrzucają papierosa przez okno.
- Wiesz, nie wiem co powiedzieć, bo nie znasz mnie, więc nie możesz mnie oceniać. Nie rozumiesz czemu jesteś aż takim debilem.. - powiedziałam zakładając ręce na piersi.
- Oh, nie znam Cię, ale nie dałaś mi się poznać z tej dobrej strony nie sądzisz? W szpitalu mnie spławiłaś, potem dowiaduje się, że jesteś w ciąży. Nie no, dobre masz jazdy. - zaśmiał się ironicznie patrząc na mnie.
- Zatrzymaj auto! - wykrzyczałam w jego stornę.
Czułąm jak jego wzrok wypala mi dzuirę w policzku. Miałam rację, jest skończonym idiotą. Jest bipolarnym dupkiem. Po co ja go w ogóle prosiłam o pomoc. Zignorował moje słowa co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
- Zatrzymaj do cholery to pierdolone auto! - wykrzyczałąm głośniej patrząc na niego.
Posłuchał mnie i w końcu zjechał na pobocze. Jak najszybciej rozpięłam pasy i wysiadłam z auta trzaskając drzwiami. Nie patrzą na to co robi Justina, zaczęłam iść przed siebie.
- Gdzie Ty kobieto idziesz?! - wykrzyczał wysiadając z auta.
- Tak gdzie nie ma Ciebie! - wykrzyczałam idąc dalej.
- A co ja zoribłem źle? Prawdę mówię! - wyrkzyczał.
Po jego słowach zatrzymałam się a do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam iść w jego stornę cała czerwona ze złości. Gdy do niego podeszłam uderzyłam go w twarz, a łzy zaczęły cieknąć po moich rozgrzanych policzkach.
- Nie mów tak, bo to nie jest prawda! - wykrzyczałam przez łzy. - Nie chciałam tego dziecka więc się go pozbędę czy Tobie się to podoba czy kurwa nie! Skoro uważasz, że gwałt jest okej to się cieszę. Dla mnie jesteś skończonym idiotą! - wykrzyczałam patrząc na niego.
Jego oczy pociemniały a szczęka zacisnęła się. Gdyby nie to, że tak się na niego zdenerwowałam pewnie bym się wystraszyła, ale nie tym razem. Widać było czerwony ślad na jego policzku. Gdyby zabijanie wzrokiem było możliwe już bym nie żyła..



______________________

Cześć, przepraszam za długą nieobecność. Miałam problemy i nie za bardzo miałam jak dodawać. Rozdział pojawić miał się kilka dni temu, ale niestety miałam problem z internetem. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Jeśli czytasz to zostaw komentarz. Dla Ciebie chwila dla mnie motywacja do dalszej pracy. Jeśli macie jakeś pytania to zapraszam http://ask.fm/WiktoriaJodowska .

xx Skai.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz